niedziela, 29 marca 2015

BMW M5 - Zamach na normalność

W 1985 roku organizacja terrorystyczna o nazwie BMW przeprowadziła zmasowany atak na zmotoryzowaną ludność świata. Po przeprowadzonych wcześniej testach na populacji o kryptonimach M535i oraz M635 CSi bez ostrzeżenia wprowadziła na rynek uzależniający narkotyk o nazwie M5. W latach późniejszych ukazywały się różnego rodzaju nowe ewolucje owego stymulantu - M3, M Coupe i wiele innych, lecz to w jakim stopniu to wydarzenie wpłynęło na świat motoryzacyjny (i nie tylko), można uznać za początek masowego uzależnienia kierowców od „Madrenaliny”. 


Pod maskę 4 drzwiowego, rodzinnego auta trafił niemalże wyścigowy silnik, wcześniej zastosowany w superaucie o sygnaturze M1. Nie zapomnę oczywiście wspomnieć o dodatkowym jego pokręceniu o niecałe 10km. To i kilka innych modyfikacji stworzyło najszybszy czterodrzwiowy sedan dostępny na rynku. Jak wyglądał dzień prezentacji tego projektu przed szefostwem BMW, Bóg jeden wie. Ale idę o zakład, że poranne espresso musiało smakować wyjątkowo ;)


Czas poszedł naprzód, a ludzie odkrywali kolejne używki. W 1988 roku przedstawiono najnowszą odsłonę M5 o kryptonimie E34. Ta pełnokrwista maszyna bezbłędnie kontynuowała sagę niemieckich potworów w owczej skórze. Bezkompromisowy charakter niestety zwrócił na siebie uwagę panów spod znaku czterech pasków i kreszyku, długotrwale utożsamiając model z ówczesnymi właścicielami. Ale po latach, ten epizod wydaje się być mało znaczący. W dzisiejszych czasach utrzymane w nienagannym stanie modele są przede wszystkim unikalne i osiągają niebotyczne ceny. 


Większość modeli nosi niestety ślady niekompetencji kierowców, próbujących ujarzmić demony spod maski. A były one potężne... Pojemność 3.6 litra 315km, potem 3.8 litra 340km. Wszystkimi, ciemnymi mocami dyrygowano pięcio, potem sześcio stopniową manualną skrzynią biegów, co po wbiciu jedynki i naciśnięciu pedału gazu powodowało istną psychodelę ogranicznika obrotów i pisku mordowanych opon. W swoim wymarzonym garażu umieszczam ten samochód z równym zdecydowaniem i pewnością z jaką dołączam do swojej kolekcji kolejny album zespołu The Prodigy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz